Czy Kościół może zachować autorytet w jakichkolwiek sprawach, a szczególnie w kwestiach przyzwoitości, prawdy, szacunku dla człowieka, w sytuacji, kiedy jeden z hierarchów, odsunięty od pełnienia obowiązków z powodu molestowania seksualnego młodych kleryków, wyróżniany jest przez obecnego Papieża listem gratulacyjnym, jak by nigdy nic się nie stało?!
Jaki poziom hipokryzji musi reprezentować Papież, żeby tak postępować w takiej sytuacji?! Jak zakłamany musi być cały ten biurokratyczny, zhierarchizowany, system kościelny, aby w tak bezczelny sposób lekceważyć nas, ludzi, ale też swoje własne, głoszone przez siebie, zasady i reguły?!
Czy przy takim działaniu, przy takich zachowaniach, Kościół ma jakiekolwiek prawo oczekiwać od ludzi wiary w głoszone przez siebie prawdy? Czy ma prawo oczekiwać, że ktokolwiek będzie jeszcze wierzył, kiedy 'hierarcha' kościelny wygłasza natchnione kazanie o konieczności przestrzegania prawdy, uczciwości, itp.?! Czy my możemy jeszcze w ogóle wierzyć Kościołowi, skoro takie postępki czynione są przez samego Papieża, głowę Kościoła?!
Patrząc na to co Kościół robi, zastanawiam się co tak naprawdę Kościół głosi - czy ważne są piękne słówka i wymaganie od ludzi postawy chrześcijańskiej czy czyny, które są lekceważeniem tej postawy i stawianiem 'hierarchów' ponad tymi zasadami? Czy prawdy Kościoła nie obowiązują samego Kościoła?
A może jest to zwykłe tchórzostwo? Może wynika z tego, że każdy z hierarchów ma coś do ukrycia i zaprzeczania?
Oczywiście nie wspomnę już tutaj o postawie samego zainteresowanego, który bezczelnie udaje, że nic się nie stało - to jest postawa szczególnie, chyba, charakterystyczna dla obecnego Kościoła, niestety.
Smutne to i jakże żałosne. I jak szkodliwe dla samego Kościoła i zasad, ważnych i prawdziwych, które głosi - bo takie działanie poddaje prawo Kościoła do ich głoszenia w wątpliwość.
rjl